środa, 5 czerwca 2013

***



Parę dni temu zmuszona byłam odwiedzić czytelnię, gdyż zepsuł mi się CD-room, a potrzebowałam zgrać coś z płyty na pendrive (tak dokładnie to... zdjęcie rentgenowskie, bo muszę pewnemu Panu udowodnić, że można złamać sobie mały palec u lewej stopy w trzech miejscach z przemieszczeniem, o!). Pani powiedziała mi, że mam tylko 10 minut, bo o 15 zamykają. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że i tak skorzystam. Były cztery komputery, szaleństwo.  Przy jednym po prawej stronie na brzegu siedziała młodsza ode mnie dziewczyna, a po drugiej stronie też na brzegu chłopak. Wybrać sobie komputera nie mogłam, a jak, bo oczywiście Pani włączyła mi komputer od strony chłopaka. (jakbym nie umiała!) Przysiadłam na krześle, które było zepsute, bo z poziomu 1, gdzie znajdowałam się na wysokości względnie dobrej zjechałam mijając parter, na poziom -1, przymknęłam na to oko, miałam nadzieję, że Pan siedzący za mną na kanapie czytający gazetę tego nie zauważył. Siedzący koło mnie chłopak ni stąd ni zowąd spojrzał się na mnie i powiedział "ładne perfumy", uśmiechnęłam się i podziękowałam. Zapaliła mi się czerwona lampka: czy on mnie podrywał? Komputer mi nie działał, wejścia na pendrive nie było, a poza tym speszył mnie ten chłopak obok. Wyłączyłam komputer, chwyciłam za torebkę i ruszyłam do wyjścia.