sobota, 25 maja 2013
17 stopni - pochmurnie, deszczowo
obudziłam się. 7:00 rano. konferansjer ze sceny, która stoi na płycie Starego Rynku wydzierał się do mikrofonu. poirytowana zbyt wcześnie przerwanym snem, chciałam wyskoczyć spod mojej ciepłej kołdry w piżamie w serduszka i ruszyć tam, by wykrzyknąć mu "ja chce spać". mieszkanie w centrum, czasem nie popłaca. zdołałam dojść do toalety. spoglądając w lustro przeczesałam szybko swoją grzywkę palcami, chcąc poprawić swój wygląd, mimo, że doskonale wiem, że nikt nie karmi się moim widokiem. patrząc na swoje smutne oczy, zastanawiałam się gdzie podziała się dawna ja (czytaj: śmiejące się oczy, uśmiech nr 5 z wyszczerzonymi zębami, głowa przepełniona świetnymi pomysłami). wróciłam do łóżka. zakryłam głowę poduszką w czarne owce. zasnęłam, chcąc zapomnieć o tych wszystkich zmianach, które we mnie nastąpiły. przez rok zdołały wyniszczyć jak rak.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a może by tak spróbować zacząć od nowa, zostawiając za sobą przeszłość?
OdpowiedzUsuńmuszę najpierw podjąć decyzję, czy zaczynać wszystko od nowa z nim, czy bez niego.
UsuńSkutki praktycznie każdej zmiany zawsze można odwrócić... Albo zaaranżować kolejną, tym razem zmianę na lepsze. Co o tym myślisz?
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy jestem gotowa. Czy nie pokruszę się za mocno, przy następnym zawiedzeniu. Nie potrafię chyba z powrotem czekać.
UsuńTo chyba umarło.